niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 3- Powrót do wioski Patch

Całym z pozoru opuszczonym lotniskiem wstrząsnęły szczęśliwe krzyki grupy szamanów. Yoh, Anna, Tamao, Manta, Faust, Lyserg, Choco, Horohoro, Pirika, Ren, Jun oraz Ryu spotkali się niemalże w tym samym momencie około godziny trzynastej w zamkniętym lotnisku, wedle informacji otrzymanej od Dzwonków Wyroczni. Jednakże z racji na tłum, spowodowany obecnością tłumów innych szamanów, postanowili przenieść się w spokojniejsze miejsce gdzieś na uboczu.
-Czemu nie wpadliście najpierw do mnie? Zrobilibyśmy jakąś fajną imprezę powitalną- powiedział Yoh, gdy każdy znalazł sobie swoje miejsce w jednym z dawnych sklepów.
-Musiałem pozamykać wszystkie sprawy związane z nagłym, prawdopodobnie długotrwałym opuszczeniem kliniki- oznajmił melodyjnie Faust.
-Mnie do ostatniej chwili nie chciała wypuścić ciocia- zaśmiał się Lyserg.
-Sprawy pracy i tak dalej- machnął ręką Choco.
-Mi motor stanął w środku drogi i musiałam go na szybko naprawiać- oznajmił Ryu.
-A ja nie chciałem zbyt szybko spotkać Czubka- oznajmił Horohoro, na co fryzura Rena odruchowo wystrzeliła w górę.
-To samo ode mnie, Sopelku- odparował bezwiednie.
-A-Acha... A więc to tak- zaśmiał się słuchawkowy.
-Przejdźmy do ważniejszych spraw. Co z Hao?- spytała Jun, na co Lyserg momentalnie podniósł się.
-Pójdę sprawdzić czy pojawili się już Strażnicy- powiedział szybko, po czym oddalił się od grupy. Yoh westchnął. Mimo tego, że wszyscy nienawidzili Hao, Lyserg żywił do długowłosego szamana największą niechęć. Na sam wydźwięk imienia Ognistego Szamana wychodził z pomieszczenia pod byle pretekstem. O relacjach braci wiedział tyle, ile powinien. Nie wtrącał się w żadne poboczne dyskusje. Nie był w stanie. Yoh szanował to, mimo iż stanowiło to dla niego kolejną przeszkodę. Bo o ile innych w ostateczności mógłby przekonać innych do zmiany zdania o Hao, Lyserg był inną parą kaloszy. Ale na razie słuchawkowy szaman nie martwił się tym. Postanowił, że zacznie się tym przejmować dopiero wtedy, gdy uda mu się dogadać z Hao.
***
Yuuki rozglądała się niepewnie po obszernym, zatłoczonym terenie. Pierwszy raz była w tak dużym i tak zaludnionym miejscu. Nie wiedziała co robić ani gdzie się ruszyć. Ponadto szamani patrzyli spode łba na szamankę nie posiadającą Dzwonka Wyroczni. A wszystko przez tego skurczybyka Hao. Zniknął gdzieś, a przez kamuflaż nie mogła go nigdzie znaleźć. Oczywiście ona też nie miała na sobie kimona, które zwykła nosić u Asakurów. Ubrana była w plisowaną, czarną sukienkę i tego samego koloru buty oraz pończochy. Stroju dopełniały czarna peleryna i pas, do którego przypięta była pochwa z jej medium- rapierem. W okrytych bezpalcowymi rękawiczkami dłoniach obracała wisior, wyglądający jak duży opal nawleczony na srebrny łańcuszek.
-Zgubiłaś się, mała?
Dziewczyna odwróciła się w stronę, z której usłyszała głos. Okazało się, że zaczepił ją wysoki, chudy chłopak, za którym stała grupka kumpli. Wszyscy uśmiechali się głupkowato.
-Szukam kogoś- powiedziała Yuuki, siląc się na pewność siebie. Szamani spojrzeli na srebrną rękojeść rapieru, na której właśnie oparła dłoń, po czym wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-Podoba nam się twoja zabawka- oznajmił jeden z nich.- Czy nie zechciałabyś nam jej oddać?
-Nie. Nie zechciałabym- odparła dość niepewnie, rozglądając się ukradkiem. Jak na złość kilka minut temu wysłała Mirajeanne, żeby ta poszukała Hao. Gdyby w tej chwili doszło do walki, czarnowłosa byłaby bezsilna.
-Próbowaliśmy ugodowo, teraz będzie siłowo- oznajmił patyczkowato chudy lider. Już wraz z towarzyszami utworzył O.S., gdy nagle coś odgrodziło całą grupę od czarnowłosej. Było to kryształowe wahadło. Wszyscy poprowadzili spojrzenia wzdłuż linki.
-Ona chyba nie chce waszego towarzystwa- oznajmił zielonowłosy nastolatek, do którego należało wahadło. Yuuki uśmiechnęła się z wdzięcznością do swojego wybawiciela.
-To chyba Diethel- szepnął do lidera jeden z jego towarzyszy.
-Ten były X-Laws?
-Dokładnie!
-No to spadamy!
Zanim Yuuki zdążyła się zorientować, grupa szamanów uciekła, pozostawiając ją samą z jej obrońcą. Ten z cichym westchnieniem wsunął z powrotem wahadło i uśmiechnął się promiennie do Hino.
-Dziękuję za pomoc- powiedziała, gdy zielonowłosy podszedł do niej.
-To nic takiego. Moim obowiązkiem było ci pomóc. W końcu szaman bez Ducha Stróża w starciu z innym szamanem jest dość bezbronny. W dodatku ich było więcej...- odparł, wciąż się uśmiechając, po czym wyciągnął w jej stronę dłoń.- Nazywam się Lyserg Diethel.
-Yuuki Hino.
-Cała przyjemność po mojej stronie, Yuuki. A to- zaczął chłopak, wskazując ruchem głowy na unoszącą się obok niego, różową wróżkę- jest mój Duch Stróż, Morphine.
-Jest naprawdę śliczna. A oto mój Duch Stróz, Mirajeanne- oznajmiła, wskazując palcem w górę. Leciał bowiem w ich kierunku niebieskowłosy, kobiecy duch.
-Pani- krzyknęła, klękając przed nią.- Przepraszam, że tyle to zajęło. Niestety nie udało mi się.
-To nic. Dziękuję ci za podjęcie próby, Mira. To są Lyserg i Morphine, moi nowi znajomi- przedstawiła dwójkę Yuuki. Po wymienieniu wzajemnych uprzejmości, Lyserg zaproponował, że zaprowadzi Yuuki do swoich przyjaciół i zapozna ją z nimi.
***
-Chwila. Czyli ty zadzwoniłeś do niego i grzecznie spytałeś o Turniej, a on ci po prostu ,,Tym razem cię zniszczę"?- Horohoro nie mógł wyjść z podziwu, że mimo wszystko Hao powiedział tylko tyle. Jednak Yoh przyznał mu rację kiwnięciem głowy.
-A potem odłożył słuchawkę- dodał tylko smętnie. Ren prychnął.
-Jak mniemam chciałeś powiedzieć ,,rzucił słuchawką"- odparł chłodno, co Yoh skwitował słabym śmiechem.
Wtedy wszyscy zbiorowo westchnęli, dając tym upust swojej bezradności. Nijak nie mogli przekonać Yoh, że jego brat jest prawdziwie niereformowalnym czarnym charakterem i nie ma bata, żeby słuchawkowy szaman w jakikolwiek sposób go zmienił. Jednak młody Asakura uparcie twierdził, że pogodzi się z bratem za wszelką cenę. Na nic zdawało się przekonywanie, że przecież każde spotkanie kończyło się mega awanturą, krzykami i trzaskaniem drzwiami. Yoh i tak był pewien, że w końcu wszystko się ułoży.
-A kogóż to moje piękne oczy widzą?
Wszyscy od razu spojrzeli w stronę, z której dobiegł ich kobiecy głos. Ujrzeli Sharonę, wraz z resztą Lily Five- Sally, Millie, Ellie i Lily. Na twarzach szamanów zagościły albo uśmiechy, albo wyrazy udręki. A Ren nawet zrobił face plam.
-O, cześć. Wy pewnie też na Turniej?- spytał Yoh, postanawiając zacząć rozmowę od jakiegoś banalnego tematu.
-Tak! I tym razem z pewnością pozbędziemy się każdej przeszkody, jaka stanie nam na drodze- oznajmiła bojowo Sally. Anna już chciała wypalić, że to Yoh wszystkich rozgromi, ale wtedy odezwała się Millie:
-Przepraszam, ale gdzie tak w ogóle jest Lyserg?- spytała, zauważając zatrważający fakt braku zielonowłosego detektywa.
-Poszedł sprawdzić, czy są już Strażnicy, ale jakoś długo nie wraca- zauważyła Pirika. W oku Chocolove McDonella pojawił się dobrzy znany wszystkim błysk.
-Znalazł stado jak baca!
Horohoro i Ren szybko dali mu do zrozumienia, że ten żart, ponownie jak wszystkie inne, w ogóle nie przypadł im do gustu. Inni zaczęli się martwić, czy oby na pewno Lyserg jest cały i zdrowy. Może spotkał Hao? Albo gorzej- Marco?
-Mój protegowany!- darł się jak opętany Ryu.
-Spokojnie, nic mi nie jest.
Wszyscy z ulgą zauważyli, że gdy oni się zamartwiali, ich przyjaciel wrócił w jednym kawałku, w dodatku z szerokim uśmiechem na twarzy. Obok niego stała czarnowłosa dziewczyna, uśmiechając się niepewnie, oraz niebieskowłosa wojowniczka o chłodnym spojrzeniu. Millie patrzyła na tą pierwszą zawistnym spojrzeniem i zacisnęła pięści, ledwo powstrzymując się od wykonania Over Soul.
-Yuuki!- krzyknął z uśmiechem Yoh.
-Cieszę się, że widzimy się ponownie- uśmiechnął się w jej stronę Amidamaru.
-O... Nowa kreacja, która da się podwiewać- ocenili z lubieżnymi uśmieszkami Ponchi i Konchi, zbliżając się do młodej Hino.
-T-Tamao... Trochę się ich obawiam- powiedziała Yuuki, chowając się za Lysergiem. Chwilę potem sandał Anny rozplaśnił Konchiego i wywołał trwogę na twarzy Ponchiego.
-Jak śmiecie robić Yuuki zboczone aluzje?- warknęła. Kyoyama.
-Chwila, chwila! Skąd wy znacie dziewczynę Lyserga?- spytał zdziwiony Horohoro.
-To nie jest moja dziewczyna- wtrącił Diethel, czerwony na twarzy.
-Cokolwiek- machnął ręką Usui.
-Pamiętacie, jak mówiliśmy wam o strażniczce Hao? To właśnie ona, Yuuki Hino- oznajmił Yoh.
-Hola, hola! Czy my o czymś nie wiemy?- spytała Ellie, ożywiając się automatycznie na imię Hao.
I tak właśnie zaczęły się opowieści, poprzedzone przedstawieniem się wszystkich. Opowieści o tym, że Hao powrócił, ale ma pewne warunki, które musi respektować. O tym, że Yoh również posiada pewne warunki. O Yuuki, która miała być jego strażniczką. O jej znajomości z Amidamaru, Anną, Tamao, Ponchim i Konchim, którzy zawsze przyjeżdżali przecież z Yoh do Izumo i stąd się znali. O tym, że Hao przybył na Turniej zamaskowany i Yuuki go jakoś zgubiła. Na koniec też o tym, jak to Lyserg ją uratował.
-O... No ładnie, stary.
-Ratujesz panienki z opresji? Takie nowe hobby czy sposób na podryw?
Lyserg był coraz bardziej zażenowany, gdy tak słuchał rechotów Horohoro i Yoh. Wybawił go Silva, pojawiając się i oznajmiając, iż mają dołączyć do reszty. I wtedy okazało się coś niezwykłego. Plemię Patch naprawdę umie coś robić. A ten coś to w tym wypadku samolot. Szamani nie mieli jednak czasu na zagłębianie się w tą sprawę, bo oto Strażnicy wepchnęli ich do samolotu, który miał ich zabrać do wioski Patch, gdzie mieli poznać szczegóły trzeciej rundy. I to tyle jeśli chodzi o jakieś wyjaśnienia.
Na pokładzie nasi szamani rozpoznali wielu swoich ,,przyjaciół". Jeanne, która machała do nich jak gdyby nigdy nic, Marco, który łypał na nich groźnie i resztę X-Laws, którzy pozostali obojętni oraz popleczników Hao, patrząc na Yoh z mordem w oczach. Samego Hao jednak nigdzie nie zauważyli.
-Manta.
Mały blondynek był mocno zszokowany, gdy Silva zaczepił go po wyjściu z samolotu, gdy byli już w wiosce Patch.
-O co chodzi?- spytał niepewnie, a wtedy tuż przed jego twarzą zadyndał granatowy przedmiot, który okazał się... Dzwonkiem Wyroczni!
-Król Duchów chciałby ci to ofiarował w podzięce za twoją heroiczną postawę w Gwiezdnym Sanktuarium i wolę walki, jaką się wtedy wykazałeś.
-I ja miałabym brać udział w Turnieju?- wybałuszył oczy Oyamada.
-To świetny pomysł!- nakręcił się od razu Yoh, a inni przyznali mu rację.
-Czy ja wiem... Nigdy nie myślałem jakoś szczególnie o byciu szamanem. To w Gwiezdnym Sanktuarium było jednorazówką- usprawiedliwiał się blondynek. Ale cóż może taki jeden, mały Manta przeciwko grupie swoich mocno argumentujących przyjaciół? Nie miał wyjścia i musiał zaakceptować Dzwonek Wyroczni, mimowolnie biorąc też udział w Turneju Szamanów. To było najgorsze podziękowanie, jakiego kiedykolwiek doświadczył.

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 2 - Wiadomość

Blondwłosy lekarz pożegnał ostatnią pacjentkę, po czym uznał, iż nadeszła pora na przerwę obiadową. Przekręcił tabliczkę na szklanych drzwiach z ,,OTWARTE" na ,,ZAMKNIĘTE" i z pomocą żony uporządkował karty pacjentów, które zostały na biurku w gabinecie. Udając się na posiłek w myślach policzył, ile pacjentów zostało mu jeszcze na dzisiaj i ile czasu ma na zjedzenie obiadu. Wyszło mu, że jednak może poświęcić trochę czasu na obiad.
Po walce z Hao, Johann George Faust VIII kilka miesięcy spędził wraz z Elizą w Funbari Onsen, po czym wrócił do rodzinnych Niemiec. Tam, chcąc wrócić do dawnego zawodu, reaktywował swoją dawną klinikę. Niemalże od razu zdobył wierne grono pacjentów, którzy momentalnie docenili jego lekarski talent. Przebywanie z ludźmi pozwoliło mu nawet trochę ograniczyć swoje dziwne, psychiczne odskoki. Z mocnym naciskiem na słowo ,,trochę"...
Wiadomość od plemienia Patch Faust przyjął dość obojętnie. Nie gorączkował się, nie był jakoś specjalnie zszokowany ani nic. Wiedział, że to w końcu i tak nastąpi. Jak co dzień otworzył klinikę, oznajmiając Elizie, że zamierza po prostu czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Właśnie zasiadali do stołu, gdy rozległo się dzwonienie. Eliza od razu podała lekarzowi leżący obok telefonu stacjonarnego Dzwonek Wyroczni. Ten spojrzał na ekran i z typową dla siebie melancholią z głosie, rzekł:
-Ach... A więc to tak...
~*~
Młody detektyw cicho wszedł do mieszkania, jedną ręką zamykając za sobą drzwi, a drugą trzymając książkę. Była to świeżo zakupiona powieść kryminalistyczna, która zaciekawiła już od pierwszej strony w tak dużej mierze, że obecnie nie był w stanie się od niej oderwać. W sumie to ostatnio czytał ich tak wiele, że w bibliotece traktowany był dosłownie niczym stały gość, od razu kojarzący się bibliotekarce z powieściami o detektywach.
Lyserg Diethel po Turnieju Szamanów zamieszkał z ciotką o imieniu Ellen. Zielonowłosy nigdy jakoś specjalnie nie interesował się odleglejszą rodziną, więc był trochę zdziwiony, kiedy nagle kuzynka ojca pojawiła się na jego drodze. Zamieszkali ze sobą prawie że natychmiast, co znacznie ułatwiło Lysergowi powrót do szkoły i wznowienie edukacji. Oczywiście ciężko było mu nadrobić zaległości, jakie uzbierały się przez zawody szamańskie, ale że był ambitny dał sobie radę i szybko stał się jednym z najlepszych uczniów.
W reakcji na ,,ożywienie" Dzwonka Wyroczni, Lyserg od razu obdzwonił swoich przyjaciół. Ich zapewnienia, iż nie ma się czym martwić, znacznie go uspokoiły. Oczywiście w jego sercu nadal tlił się niepokój, ale użył książek, aby zepchnąć to niepożądane uczucie na dalszy plan. Jednak gdy wszedł do salonu powróciło one, gdy zobaczył swoją ciotkę trzymającą w ręku jego Dzwonek Wyroczni. Podała mu przedmiot bez słowa. Młody detektyw wczytał się w treść, marszcząc przy tym brwi, po czym westchnął:
-Mogłem się tego spodziewać...
~*~
Ranek właśnie zastał mieszkańców jak zawsze ruchliwego Nowego Jorku. Zadziwiające, iż to miasto zdawało się nigdy nie zapadać w sen. Tętniło życiem o każdej porze dnia i nocy, czego dowodem byli ludzie cały czas krążący po ulicach, niezależnie od godziny. Wielu mieszkańców było do tego zwyczajnie przyzwyczajone. Jednym z nich był niedoceniony komik z afro, który właśnie obudził się pod wpływem niezwykle irytującego dźwięku budzika.
Po walce z Hao, Chocolove McDonell, podobnie jak jego przyjaciele, wrócił do domu. A miejscem, w którym się wychował, był właśnie Nowy Jork. Udało mu się znaleźć tam pracę w restauracji, której szef pomógł mu znaleźć mieszkanie. Mimo natłoku zajęć Choco nie zrezygnował ze swoich marzeń i wciąż starał się z całych sił zostać najlepszym na świcie komikiem. Ćwiczył swoje żarty na kotach, które dokarmiał, w wolnych chwilach występując też na ulicy. No a przynajmniej starał się...
Na wieści od Patch zareagował niezwykle entuzjastycznie, mając nadzieję, iż Turniej zostanie wznowiony i będzie mógł na jakiś czas oderwać się od pracy w restauracji. Mimo upływu tygodnia nadal był pełen nadziei na rychłe wieść. Dlatego też nawet perspektywa zwleczenia się z łóżka i pójścia do pracy nie starła mu uśmiechu z buzi. W niewyobrażalną euforię wprawiło go więc usłyszenie charakterystycznego dźwięku Dzwonka. W jednej chwili znalazł się przy komunikatorze, odczytując wiadomość, po czym krzyknął:
-TAK! No nareszcie!
~*~
Pewien niebieskowłosy chłopiec z Hokkaido siedział na dużym kamieniu, patrząc na skąpane w mroku nocy pole Fuki. Mimo iż dzisiejsza praca już dawno się zakończyła, on siedział tam już od ładnych kilku godzin, napawając się jej efektami. Ludzie, którzy nad tym pracowali... Cieszył się, widząc, z jakimi uśmiechami zajmowali się sadzeniem i pielęgnacją roślin. To było dla nich jak czysta przyjemność, a nie jak ciężka praca, którą wykonywali.
Horokeu Usui, zwany przez wszystkich Horohoro, po Turnieju wziął się za spełnienia swego największego marzenia. Zaczął pracę nad ogromnym polem Fuki. Początkowo tylko z Piriką, bo nikt nie chciał się angażować w przedsięwzięcie znanego z swojego specyficznego charakteru Horohoro. Z czasem jednak, widząc niezwykłe postępy rodzeństwa Usui, reszta mieszkańców wioski zaczęła coraz bardziej optymistycznie podchodzić do idei. Koniec końców zaangażowali się w nią wszyscy.
Jeśli chodzi o dziwną wiadomość od strażników z wioski Patch, to Horohoro był po prostu szczęśliwy. Cieszył się, że w końcu sprawa z Turniejem zostanie jakoś rozwiązana, na co jednoznacznie wskazywał już sam fakt uruchomienia Dzwonków Wyroczni. Czekał już tylko na szczegóły. Nadeszły one wraz z Piriką, która zmąciła jego przemyślenia, pojawiając się z komunikatorem w dłoni. Uśmiechnął się uspokajająco do zmartwionej siostry, po czym wziął od niej przedmiot. Przeczytał wiadomość i uśmiechnął się, szepcząc:
-I będzie okazja do dłuższegospotkania.
~*~
Młody Chińczyk stał, opierając się o parapet okna. Wpatrywał się w osłonięte zasłoną nocy góry, otaczające jego rodzinną posiadłość. Lubił te momenty, gdy po całodniowym, wyczerpującym treningu, mógł wreszcie odprężyć się i zwyczajnie popatrzeć przez okno na obraz, który w nocy był o wiele bardziej zagadkowy i tajemniczy niż za dnia. Mógł wtedy przemyśleć wiele spraw, na które ze względu na natłok zajęć nie miał czasu za dnia.
Ren Tao po pamiętnej walce z Hao na zmianę siedział w domu z rodziną i w Japonii u swoich przyjaciół. To drugie było spowodowane tym, że Jun i Bason usilnie próbowali zrobić z niego dobrego człowieka, wysyłając go pod byle pretekstem do Funbari Onsen. Z kolei czas, który spędzał w domu wykorzystywał do trenowania. Wierzył, że Turniej Szamanów powróci i zamierzał się do niego przygotować. Rodzina popierała te starania, wierząc, że na ich oczach kształtuje się nowy Król Szamanów.
Wiadomość od plemienia Patch zrozumiał jako potwierdzenie swoich przypuszczeń na temat powrotu Turnieju. Kwestią czasu było dla niego dowiedzenie się szczegółów. Z niecierpliwością czekał na dalsze informacje, dlatego też wejście do pokoju Jun z Dzwonkiem Wyroczni w ręku wywołało w nim falę niesamowitego zadowolenia. Dobrze wiedział, co to oznacza, a wyraz twarzy siostry jeszcze to potwierdził. Wziął od niej przedmiot i rzucił okiem na wiadomość, oznajmiając spokojnie:
-Powinienem zacząć się pakować
~*~
Mężczyzna o dość nietypowej fryzurze, ubrany w biały, zapewne inspirowany Elvisem Presleyem garnitur, mknął motorem po drodze, nucąc pod nosem układaną ,,na żywca" piosenkę o powrocie w rodzinne strony. Po chwili jednak rzucił mu się w oczy prezentujący się nie najlepiej wskaźnik paliwa, toteż korzystając z natrafiającej się okazji zjechał do stacji benzynowej, w celu uzupełnienia braków w baku i przy okazji w żołądku.
Ryunosuke Umemiya po Turnieju Szamanów dużo podróżował po swoim ojczystym kraju, Japonii. Szwendał się to tu to tam od południa aż po północ. Potem na kilka miesięcy zasiedział się u swoich przyjaciół w Hokkaido, gdzie pomagał w realizacji marzeń swojemu kumplowi z czasów turniejowych. Jednakże ostatnimi czasy miało miejsce pewne zdarzenie, które nakazało mu na jakoś czas skończyć podróżowanie, aby udać się do swojego mistrza, do Tokio.
Wspomnianym wydarzeniem było nagłe uaktywnienie się Dzwonka Wyroczni i tajemnicza wiadomość od szanownych strażników z plemienia Patch. Widząc dziwną wiadomość, Ryu postanowił skonsultować się ze swoim mistrzem szamańskim, aby spytać, co powinien dalej czynić. Jednak zamiast mistrza odpowiedział mu Dzwonek Wyroczni, odzywając się ni z tego ni z owego, akurat kiedy Ryunosuke zbierał się do dalszej drogi. Brunet szybko przeczytał wiadomość, po czym wykrzyknął:
-YEAH! I to rozumiem!
~*~
Długowłosy nastolatek z niechęcią otworzył oczy, oceniając, iż jest jeszcze noc. Sen przerwało mu jakieś dziwne, nie do końca wyjaśnione uczucie. Chwilę przekonywał się, że tylko mu się zdawało, ale koniec końców postanowił sprawdzić, czy nie ma w tym czasem krzty prawdy. W tym celu wyszedł z pokoju i od razu usłyszał podniesione głosy domowników. Zaciekawiony zaczął wędrówkę w kierunku źródła hałasu, którym prawdopodobnie był pokój gościnny.
Po komunikacie od plemienia Patch u Asakurów zapanowały dość ciężkie dni. Wszyscy dwoili się i troili, aby tylko przekonać Hao do wycofania się z Turnieju albo wzięcia ze sobą Yuuki. Dopiero wtedy dotarło do nich, dlaczego tak bardzo im na tym zależy. Przez ten rok spędzony razem oni po prostu pokochali Hao. Nawet Mikihisa i Yohmei, mimo iż nigdy by się do tego nie przyznali. Nie chcieli, żeby przez popełnienie jakiegoś zabójstwa Hao odszedł na zawsze. Wierzyli, że Yoh będzie w stanie w końcu go zmienić.
Hao po usilnych namowach zgodził się pojechać na Turniej z Yuuki. Rodzina Asakurów odetchnęła z ulgą, ale tylko chwilowo. Teraz, kiedy siedzieli wraz z Yuuki, dyskutując zażarcie i pochylając się nad Dzwonkiem Wyroczni, obawy wróciły. A co, jeśli jednak Hao nie będzie się umiał powstrzymać i dopuści się pozbawienia kogoś życia? Tego typu rozmyślania przerwał Ognisty Szaman, wkraczając do pomieszczenia. Podniósł ze stołu Dzwonek Wyroczni, z uśmiechem przeczytał treść i mruknął:
-Wreszcie.
~*~
Słuchawkowy szaman siedział przed domem, w ręku ściskając dziwny, pomarańczowy sprzęt, idealnie dopasowany do koloru sprzętu, który nosił na głowie. Ekranik wciąż pozostawał podświetlony, ukazując krótką, zwięzłą wiadomość, którą czytał jeszcze kilka chwil temu. Lekko odchylony do tyłu, wsłuchiwał się w upajającą, nocną ciszę i rozmyślał nad owym przekazem oraz nad dość ciekawymi wydarzeniami z ostatnich dni.
Następnego dnia po otrzymaniu pierwszej wiadomości od strażników z Patch, Yoh skontaktował się z Izumo, aby dowiedzieć się, czy Hao również otrzymał informację. Uzyskał potwierdzenie i udało mu się nawet zamienić kilka słów z bratem. Mimo, iż było to tylko ,,Tym razem cię zniszczę, Yoh", po którym słuchawka została odłożona. Ta sprawa nie została potem poruszona w rozmowie z przyjaciółmi, a życie w Funbari Onsen toczyło się swoim w miarę normalnym rytmem.
Jednakże w nocy Yoh został zbudzony przez pewien piskliwy dźwięk. Od razu, zanim Dzwonek Wyroczni zbudził domowników, sprawdził wiadomość. W pierwszej chwili chciał postawić na nogi Annę i Tamao, ale po namyśle stwierdził, że lepiej będzie, jeśli jednak porozmawia z nimi później, kiedy będzie też Manta. Jednak po przeczytaniu wiadomości i tak nie mógł usnąć, więc postanowił przemyśleć wszystko na świeżym powietrzu. Spojrzał jeszcze raz na komunikat i uśmiechnął się szeroko.
-Zapowiada się ciekawie.
~*~
,,Informujemy, iż z woli Króla Duchów Turniej Szamanów zostaje wznowiony. Szamanów, którzy zamierzają wziąć w nim udział prosimy o wstawienie się w Tokio w przeciągu najbliższych trzech dni. Wtedy zostaną podane dokładne miejsce, data i godzina. Strażnicy z wioski Patch"

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 1 - Powrót

Witam was po raz pierwszy na Sercu Szamana!
Ren: W sumie wszystko, co powinno być powiedziane względem przywitania zostało już zrobione na Mapie Wybrańców. Jedyne co, to częstotliwość wstawiania rozdziałów. Z racji na systematyczne wstawianie co pięć dni na Mapie Wybrańców, tutaj rozdziały wstawiane będą co niedzielę, żeby Hoshi miała trochę więcej czasu na pierwszy blog. Jednakże po zakończeniu Mapy Wybrańców, co wypada na dwunasty czerwca, tutaj też rozdziały będą się pojawiać co pięć dni.
Dedykacja dla Mari- to właśnie dzięki niej mam ten szablon. Jestem Ci za niego bardzo wdzięczna i mam nadzieję, że na stałe będziesz się zajmować moją szatą graficzną. ^ ^
***
-Ale Anno... Przecież Turnieju nie ma, a ponadto nikt nie wiem, czy w ogóle będzie. Treningi są zbyteczne- jęczał Yoh, patrząc z bólem wypisanym na twarzy na przyczepione do nadgarstków i kostek ciężarki. W ogóle nie rozumiał idei śmiercionośnych ćwiczeń, zadanych mu przez narzeczoną.
-Masz trzymać formę, zrozumiano? Masz szczęście, że dałam ci aż pół roku wolnego. Teraz wypadałoby wrócić do pracy. Nikt nie wie, co przyniesie przyszłość- odparła spokojnie Anna, nie odwracając nawet wzroku od telenoweli. Yoh westchnął i spojrzał zrezygnowany na swojego Ducha Stróża. Ten tylko uśmiechnął się pokrzepiająco. Asakura nie mając siły, ochoty ani odwagi na kłótnie z Kyoyamą, razem z Amidamaru opuścił Funbari Onsen, w celu rozpoczęcia wielokilometrowego biegu.
O Zawodach Szamańskich wszelki słuch zaginął. Po walce w Gwiezdnym Sanktuarium rok temu zniknęli zarówno strażnicy, jak i cała wioska Patch. Faktem jest, iż Dzwonki Wyroczni pozostały, a jakieś pół roku temu przeleciała sobie Gwiazda Przeznaczenia, ale nic poza tym się nie stało. Żaden z szamanów nie wiedział, co dalej. Większość uznała, że Gwiazda zwiastowała całkowite odwołanie Turnieju Szamanów, a dezaktywowane Dzwonki Wyrocznie były po prostu pamiątkami po turniejowych czasach. Inni (a w tym Anna) stwierdzili, że to znak, iż Turniej powróci i trzeba zacząć się na niego przygotowywać. Ale Yoh miał ostatnio większe strapienie, niż ten cały Turniej...
Hao. Rok temu Yoh miał sen, w którym Król Duchów osobiście oznajmił mu, że jego bliźniak żyje i będzie przebywał w Izumo, pod opieką Asakurów. Przestrzegł go też, że nie może podnieść ręki na brata, w celu skrzywdzenia go, bo spotka się to z karą. Yoh nie zdążył nawet o nic spytać, bo obudził się. Od razu wykonał telefon do dziadka, aby się upewnić, czy w jego śnie była chociażby krzta prawdy. I była. Dziadek potwierdził wszystko. Już następnego dnia Yoh był w drodze do rodzinnej miejscowości. Jednakże ta jak i każda kolejna wizyta kończyła się kłótnią z Hao. Yohmei stwierdził, że Yoh nie powinien na razie odwiedzać Izumo. Bał się, że w końcu któraś z kłótni przerodzi się w coś gorszego. Chcąc nie chcąc młody Asakura musiał omijać własny dom...
-Hej, Yoh!
Słuchawkowy szaman zsunął z uszu swój mandarynkowy sprzęt i spojrzał na niskiego przyjaciela, który stał obok ławki, przytrzymując rower i machając do niego z uśmiechem na ustach. Asakura odwzajemnił gest, a kiedy się zrównali, Manta wsiadł na rowerek, aby kontynuować rozmowę.
-Znowu trening?
-Niestety...
-Zakładam więc, że znowu próbowałeś dyskutować, a ona znowu cię zbyła tym samym argumentem.
-Aż tak to widać?
Manta zaśmiał się w odpowiedzi. Znał Annę dobrze i znał też jej ,,dyskusje" z Yoh na temat treningów, które zawsze kończyły się słowami blondynki ,,Masz trzymać formę" oraz ,,Nikt nie wie, co przyniesie przyszłość". Sprzeciw? Nawet nie próbował. Ręka, noga, mózg na ścianie.
-A co z Hao?
Na te słowa Yoh wyraźnie sposępniał. Nie lubił naciskania na ten temat. Każdy z jego przyjaciół już wiedział o ,,sprawie z Hao" i przy każdych odwiedzinach była ona maglowana na każdy możliwy sposób. Manta był osobą, która pytała o to bezpośrednio po raz pierwszy. Okazało się jednak, że niski blondynek nie chce wiedzieć nic o kłótniach czy następnym, nieuchronnym spotkaniu. Bardziej co ciekawiło, co skrywa się w sercu Yoh, co było dla słuchawkowego dziwne. Nikt wcześniej nie pytał go o jego uczucia do Hao, więc poczuł pewnego rodzaju ulgę, ze może to z siebie wreszcie wyrzucić.
-Ja szczerze mówiąc zawsze chciałem mieć brata. Dlatego też po domniemanym zabiciu Hao miałem pewne wyrzuty sumienia. Bądź co bądź zawsze preferowałem rozmowę zamiast walki, a jego powodów nie chciałem wysłuchać czy zrozumieć. Nie starałem się do niego dotrzeć.
-Czyli żałujesz tej walki?- spytał nagle Amidmaru.
-Zależy, jak na to spojrzeć. Nie żałuję tego, że ochroniłem moich przyjaciół. Ale żałuję tego, że nie chciałem zrozumieć Hao. I teraz chciałbym to jakoś naprawić, dogadać się z nim. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że będzie to ciężkie, ale mimo to będę próbował. Mam nadzieję, że nadejdzie dzień, w którym nie zakończymy rozmowy kłótnią.
Yoh uśmiechnął się szeroko, ale ani Manta, ani Amidamaru nie odwzajemnili tego gestu. Znali charakter swojego słuchawkowego przyjaciela i wiedzieli, że nie odpuści. Ponadto znali też charakter Ognistego Szamana i wiedzieli, że ten nie ma ochoty na żadne ,,braterskie pojednanie". Mało tego Hao był zagrożeniem. Gdy tylko przyjaciele Yoh usłyszeli o jego powrocie ich werdykt był jednomyślny i natychmiastowy- będą kłopoty. Wiedzieli, że Hao nie odpuści i nadal będzie chciał budować królestwo szamanów. Z tego, co mówił im telefonicznie Yoh, więkrzość jego furyoku była zapieczętowana do wznowienia Turnieju Szamanów. I tu pojawiało się najbardziej problematyczne pytanie- czy to oznacza, że Turniej kiedyś zostanie wznowiony?
~*~
Minął rok, odkąd Hao znalazł się w Izumo. A dzień ten pamiętał dokładnie. Po walce w Gwiezdnym Sanktuarium obudził się w domu, gdzie został powitany przez ptasią wysłanniczkę Króla Duchów. Ta poinformowała go, iż Król Duchów uchronił go od śmierci i przeniósł go do rezydencji Asakurów. To wprawiło Ognistego Szamana w furię, która została szybko uspokojona przez wysłanniczkę. Nie odpowiedziała na pytania ,,czemu Król Duchów mi pomógł" oraz ,,czemu akurat Asakurowie". Powiedziała tylko, że powinien być wdzięczny za łaskę, jaka go spotkała. Hao uznał, iż taktyka pytań nie wypali, więc polecił, aby ptak po prostu powiedział mu wszystko, co powinien wiedzieć. W ten sposób dowiedział się, że musi zostać u Asakurów tak długo, aż Turniej Szamanów zostanie wznowiony. W dodatku rodzina nie mogła go od siebie wyprosić. Ponadto jego obecny stan furyoku prezentował się niezbyt wyniośle, nie wynosząc nawet połowy tego, co posiadał podczas Turnieju Szamanów. No ale na odzyskanie pełni sił musiał trochę poczekać, bo jego milion furyoku był zapieczętowany aż do wznowienia Turnieju. Oprócz tego dowiedział się, że zabicie jakiegokolwiek człowieka lub/i ucieczka z Izumo sprawią, iż w tempie ekspresowym przeniesie się do świata duchów.
Po usłyszeniu tych wszystkich informacji zdołowany Hao rozpoczął swoje życie wraz z kochaną rodzinką. Od tego czasu minął rok, a mimo to relacje Hao z resztą familii nie były zbyt kolorowe. Dogadywał się jedynie z Keiko, bo tylko ona nie nadeptywała mu na odcisk. Z Kino łączyły go relacje dosłownie nijakie. Nie była to ani sympatia, ani wrogość. Zwyczajna tolerancja. Oboje zdawali sobie z tego, jaki jest stan rzeczy, toteż nie silili się na żadne emocje. Gorzej było z Mikihisą i Yohmeiem. Tu można było wyczuwać wyraźną wrogość dwóch mężczyzn do jednego bliźniaków. Zresztą odwzajemnioną. No cóż Hao mógł poradzić na to, że widok dziadziusia i tatulka wprawiał go w niesmak? Co mógł zrobić Yohmei, skoro ledwo powstrzymywał się od posłania na kochanego wnuczka stada Shikigami? A jakże trudno było kontrolować Mikihisie odruch wyrzucenia pierworodnego syneczka przez okno... No ale żadna ze stron nie mogła zaatakować, bo nikomu się nie spieszyło do śmierci.
-Chciałbyś się przejść ze mną po zakupy, Hao-san?
Młody Asakura aktualnie siedzący przy stole w kuchni i popijający herbatkę leniwie przeniósł spojrzenie na czarnowłosą. Yuuki Hino miała być jego strażniczką, wyznaczoną mu przez Króla Duchów. Z tego co zrozumiał od wysłanniczki, pod słowem ,,strażniczka" kryło się pilnowanie, żeby się kontrolował i nie zabijał nikogo oraz hamowanie go przed ucieczką. Sama o sobie mówiła, że została wybrana przez Króla Duchów czysto przypadkowo. Znalazła wisior, który potem okazał się łącznikiem z Królem, co wyjaśniła jej jego wysłanniczka. Przybyła do niej i powiedziała, że ma się udać do Izumo. Wiedząc, że taka jest wola Króla Duchów, spełniła rozkaz. Na miejscu dowiedziała się o tym, że wisior jest łącznikiem z jej zleceniodawcą i została poinformowana o zadaniu. I szczerze mówiąc Hao nic do niej nie miał. Dość szybko znalazł z nią wspólny język, co zaskoczyło nawet jego samego.
-Dobrze ci zrobi spacer, mistrzu.
Tak. Duch Ognia potrafił gadać. Umiał też zmieniać swój rozmiar, co Hao wykorzystywał do włóczenia się z nim po posiadłości, kiedy to ustawiał jego formę na wysokość człowieka, co zresztą pochłaniało znacznie mniej furyoku co kilkunastometrowa forma giganta. O ile dla Ognistego Szamana nowość to nie była, zaskoczył tym swoich krewnych.
-Poza tym za dużo siedzisz w domu.
Mirajeanne. Niebieskowłosa wojowniczka, będąca Duchem Stróżem Yuuki. O ile Hino była miła, jej partnerka nie zawsze taka była. Ponadto była trochę przewrażliwiona na punkcie swojej partnerki, którą nazywała ,,Panią". Obie bardzo dobrze się dogadywały, a Mirajeanne głęboko szanowała Yuuki. Ponadto Hao nie miał z nią zbyt dużego problemu. Nie odnosiła się do niego z jakimś specjalnie ogromnym szacunkiem, ale też w żaden sposób nie była dla niego niemiła, więc było dobrze.
-Czemu miałbym gdziekolwiek iść? Żeby znowu powytykali mnie palcami i poszeptali na mój temat? Żebym posłuchał ich nieprzychylnych, zlęknionych myśli?- odparł spokojnie Hao.
-Nie. Żeby się dotlenić.
Spokój i powaga, z jaką Yuuki wypowiedziała to zdanie, sprawiła, że Hao miał ochotę podejść do niej i poklepać ją po główce niczym malutkie dziecko, albo co najmniej parsknąć śmiechem. Jednak nie zrobił tego z uwagi na swoją godność. Zamiast tego wstał i przeciągnął się.
-Niech wam będzie. Spacer dobrze mi zrobi.
~*~
Był wieczór, kiedy Anna zezwoliła Yoh na chwilę odpoczynku. Siedział wraz z Mantą, Tamao, Amidamaru oraz Mosuke w salonie, rozmawiając na każdy możliwy temat. Przeważnie były to rozmowy w stylu ,,co tam u kogo obecnie słychać". Bądź co bądź mimo że Turniej się skończył, nadal byli przyjaciółmi, odwiedzającymi się przy każdej możliwej okazji. Dlatego też każdy wiedział co kto robi i czym się zajmuje po turnieju.
Rozmowę przerwała Anna, wchodząc do pokoju z Dzwonkiem Wyroczni w ręku. Yoh zerwał się na równe nogi, przeczuwając, o co chodzi. Narzeczona zmierzyła go opanowanym wzrokiem.
-Uspokój się- poradziła.- To nie to.
-Więc po co go przyniosłaś?- spytał zdziwiony Asakura, wskazując na komunikator.
-Bo chcę, żebyś coś zobaczył.
Mówiąc to Anna podała narzeczonemu przedmiot. Ten spojrzał na wyświetlacz, ale zobaczył tylko jeden komunikat.
-Dzwonek Wyroczni został aktywowany, ale dostęp do jego funkcji wciąż jest zablokowany. Czekaj cierpliwie na nowe informacje, które przekażemy ci właśnie z jego pomocą. Pozdrawiamy, Plemię Patch- przeczytał na głos.
-Czy to oznacza, że Turniej Szamanów zostanie wznowiony?- spytała niepewnie Tamao. Amidamaru pokręcił głową.
-Nie do końca. Równie dobrze mogą ogłosić, że nie będą go kontynuować i poinformować, kogo wybrali na króla- oznajmił.
-Nie ważne, jaką podjęli decyzję- stwierdził ze swym nieodłącznym uśmiechem Yoh, patrząc Dzwonek Wyroczni.- Ważne, że nie porzucili tej sprawy. Światu wciąż potrzebny jest Król Szamanów i mam nadzieję, że zostanie nim ktoś, kto na to zasługuje. A tym, jak to się odbędzie pomartwię się wtedy, kiedy już dostanę więcej informacji.
Anna, Manta, Tamao, Amidamaru i Mosuke westchnęli. Ten facet nigdy się nie zmieni...
~*~
Kiedy Yoh, Anna, Manta, Tamao, Amidamaru i Mosuke rozważali komunikat, w Izumo Asakurowie wraz z Yuuki również dumali nad tą samą kwestią. Hao był w gruncie rzeczy zadowolony, bo widział w tym sposobność do opuszczenia ukochanej familii i odzyskania zdolności. No ale Asakurowie i Yuuki byli przerażeni... Szamańska rodzina obawiała się tego, jaką rozpierduchę zrobi kiedy odzyska furyoku, a Strażniczka Ognistego Szamana obawiała się tego, że może zabić kilka(naście) osób. Tak więc postanowiono, że jeśli Turniej Szamanów zostanie wznowiony, Yuuki dotrzyma tam towarzystwa Hao.
-Nie potrzebuję obstawy- stwierdził twardo Hao.
-Nie o to chodzi. Wiemy, że sam potrafisz się obronić. Chodzi nam o to, że ktoś musi pilnować, żebyś nie posunął się za daleko- próbowała wyjaśnić Keiko. Hao prychnął.
-Niańki też nie potrzebuję.
-Ale tu w rezydencji ci to nie przeszkadzało- zauważył Mikihisa.
-Bu tu nie miałem niezależności, którą zdobędę wraz z rozpoczęciem Turnieju Szamanów.
-Nie zapominaj, że jestem twoją strażniczką nawet podczas Turnieju Szamanów z woli Króla Duchów, Hao-san- poinformowała Yuuki.
-Póki nie mam na to dowodów, nie muszę w to wierzyć- odparł Ognisty Szaman, wychodząc z pomieszczenia. Wszyscy popatrzyli po sobie. Turniej Szamanów jeszcze się nie zaczął, a już przynosił kłopoty...