Całym z pozoru opuszczonym lotniskiem wstrząsnęły szczęśliwe krzyki grupy szamanów. Yoh, Anna, Tamao, Manta, Faust, Lyserg, Choco, Horohoro, Pirika, Ren, Jun oraz Ryu spotkali się niemalże w tym samym momencie około godziny trzynastej w zamkniętym lotnisku, wedle informacji otrzymanej od Dzwonków Wyroczni. Jednakże z racji na tłum, spowodowany obecnością tłumów innych szamanów, postanowili przenieść się w spokojniejsze miejsce gdzieś na uboczu.
-Czemu nie wpadliście najpierw do mnie? Zrobilibyśmy jakąś fajną imprezę powitalną- powiedział Yoh, gdy każdy znalazł sobie swoje miejsce w jednym z dawnych sklepów.
-Musiałem pozamykać wszystkie sprawy związane z nagłym, prawdopodobnie długotrwałym opuszczeniem kliniki- oznajmił melodyjnie Faust.
-Mnie do ostatniej chwili nie chciała wypuścić ciocia- zaśmiał się Lyserg.
-Sprawy pracy i tak dalej- machnął ręką Choco.
-Mi motor stanął w środku drogi i musiałam go na szybko naprawiać- oznajmił Ryu.
-A ja nie chciałem zbyt szybko spotkać Czubka- oznajmił Horohoro, na co fryzura Rena odruchowo wystrzeliła w górę.
-To samo ode mnie, Sopelku- odparował bezwiednie.
-A-Acha... A więc to tak- zaśmiał się słuchawkowy.
-Przejdźmy do ważniejszych spraw. Co z Hao?- spytała Jun, na co Lyserg momentalnie podniósł się.
-Pójdę sprawdzić czy pojawili się już Strażnicy- powiedział szybko, po czym oddalił się od grupy. Yoh westchnął. Mimo tego, że wszyscy nienawidzili Hao, Lyserg żywił do długowłosego szamana największą niechęć. Na sam wydźwięk imienia Ognistego Szamana wychodził z pomieszczenia pod byle pretekstem. O relacjach braci wiedział tyle, ile powinien. Nie wtrącał się w żadne poboczne dyskusje. Nie był w stanie. Yoh szanował to, mimo iż stanowiło to dla niego kolejną przeszkodę. Bo o ile innych w ostateczności mógłby przekonać innych do zmiany zdania o Hao, Lyserg był inną parą kaloszy. Ale na razie słuchawkowy szaman nie martwił się tym. Postanowił, że zacznie się tym przejmować dopiero wtedy, gdy uda mu się dogadać z Hao.
***
Yuuki rozglądała się niepewnie po obszernym, zatłoczonym terenie. Pierwszy raz była w tak dużym i tak zaludnionym miejscu. Nie wiedziała co robić ani gdzie się ruszyć. Ponadto szamani patrzyli spode łba na szamankę nie posiadającą Dzwonka Wyroczni. A wszystko przez tego skurczybyka Hao. Zniknął gdzieś, a przez kamuflaż nie mogła go nigdzie znaleźć. Oczywiście ona też nie miała na sobie kimona, które zwykła nosić u Asakurów. Ubrana była w plisowaną, czarną sukienkę i tego samego koloru buty oraz pończochy. Stroju dopełniały czarna peleryna i pas, do którego przypięta była pochwa z jej medium- rapierem. W okrytych bezpalcowymi rękawiczkami dłoniach obracała wisior, wyglądający jak duży opal nawleczony na srebrny łańcuszek.
-Zgubiłaś się, mała?
Dziewczyna odwróciła się w stronę, z której usłyszała głos. Okazało się, że zaczepił ją wysoki, chudy chłopak, za którym stała grupka kumpli. Wszyscy uśmiechali się głupkowato.
-Szukam kogoś- powiedziała Yuuki, siląc się na pewność siebie. Szamani spojrzeli na srebrną rękojeść rapieru, na której właśnie oparła dłoń, po czym wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-Podoba nam się twoja zabawka- oznajmił jeden z nich.- Czy nie zechciałabyś nam jej oddać?
-Nie. Nie zechciałabym- odparła dość niepewnie, rozglądając się ukradkiem. Jak na złość kilka minut temu wysłała Mirajeanne, żeby ta poszukała Hao. Gdyby w tej chwili doszło do walki, czarnowłosa byłaby bezsilna.
-Próbowaliśmy ugodowo, teraz będzie siłowo- oznajmił patyczkowato chudy lider. Już wraz z towarzyszami utworzył O.S., gdy nagle coś odgrodziło całą grupę od czarnowłosej. Było to kryształowe wahadło. Wszyscy poprowadzili spojrzenia wzdłuż linki.
-Ona chyba nie chce waszego towarzystwa- oznajmił zielonowłosy nastolatek, do którego należało wahadło. Yuuki uśmiechnęła się z wdzięcznością do swojego wybawiciela.
-To chyba Diethel- szepnął do lidera jeden z jego towarzyszy.
-Ten były X-Laws?
-Dokładnie!
-No to spadamy!
Zanim Yuuki zdążyła się zorientować, grupa szamanów uciekła, pozostawiając ją samą z jej obrońcą. Ten z cichym westchnieniem wsunął z powrotem wahadło i uśmiechnął się promiennie do Hino.
-Dziękuję za pomoc- powiedziała, gdy zielonowłosy podszedł do niej.
-To nic takiego. Moim obowiązkiem było ci pomóc. W końcu szaman bez Ducha Stróża w starciu z innym szamanem jest dość bezbronny. W dodatku ich było więcej...- odparł, wciąż się uśmiechając, po czym wyciągnął w jej stronę dłoń.- Nazywam się Lyserg Diethel.
-Yuuki Hino.
-Cała przyjemność po mojej stronie, Yuuki. A to- zaczął chłopak, wskazując ruchem głowy na unoszącą się obok niego, różową wróżkę- jest mój Duch Stróż, Morphine.
-Jest naprawdę śliczna. A oto mój Duch Stróz, Mirajeanne- oznajmiła, wskazując palcem w górę. Leciał bowiem w ich kierunku niebieskowłosy, kobiecy duch.
-Pani- krzyknęła, klękając przed nią.- Przepraszam, że tyle to zajęło. Niestety nie udało mi się.
-To nic. Dziękuję ci za podjęcie próby, Mira. To są Lyserg i Morphine, moi nowi znajomi- przedstawiła dwójkę Yuuki. Po wymienieniu wzajemnych uprzejmości, Lyserg zaproponował, że zaprowadzi Yuuki do swoich przyjaciół i zapozna ją z nimi.
***
-Chwila. Czyli ty zadzwoniłeś do niego i grzecznie spytałeś o Turniej, a on ci po prostu ,,Tym razem cię zniszczę"?- Horohoro nie mógł wyjść z podziwu, że mimo wszystko Hao powiedział tylko tyle. Jednak Yoh przyznał mu rację kiwnięciem głowy.
-A potem odłożył słuchawkę- dodał tylko smętnie. Ren prychnął.
-Jak mniemam chciałeś powiedzieć ,,rzucił słuchawką"- odparł chłodno, co Yoh skwitował słabym śmiechem.
Wtedy wszyscy zbiorowo westchnęli, dając tym upust swojej bezradności. Nijak nie mogli przekonać Yoh, że jego brat jest prawdziwie niereformowalnym czarnym charakterem i nie ma bata, żeby słuchawkowy szaman w jakikolwiek sposób go zmienił. Jednak młody Asakura uparcie twierdził, że pogodzi się z bratem za wszelką cenę. Na nic zdawało się przekonywanie, że przecież każde spotkanie kończyło się mega awanturą, krzykami i trzaskaniem drzwiami. Yoh i tak był pewien, że w końcu wszystko się ułoży.
-A kogóż to moje piękne oczy widzą?
Wszyscy od razu spojrzeli w stronę, z której dobiegł ich kobiecy głos. Ujrzeli Sharonę, wraz z resztą Lily Five- Sally, Millie, Ellie i Lily. Na twarzach szamanów zagościły albo uśmiechy, albo wyrazy udręki. A Ren nawet zrobił face plam.
-O, cześć. Wy pewnie też na Turniej?- spytał Yoh, postanawiając zacząć rozmowę od jakiegoś banalnego tematu.
-Tak! I tym razem z pewnością pozbędziemy się każdej przeszkody, jaka stanie nam na drodze- oznajmiła bojowo Sally. Anna już chciała wypalić, że to Yoh wszystkich rozgromi, ale wtedy odezwała się Millie:
-Przepraszam, ale gdzie tak w ogóle jest Lyserg?- spytała, zauważając zatrważający fakt braku zielonowłosego detektywa.
-Poszedł sprawdzić, czy są już Strażnicy, ale jakoś długo nie wraca- zauważyła Pirika. W oku Chocolove McDonella pojawił się dobrzy znany wszystkim błysk.
-Znalazł stado jak baca!
Horohoro i Ren szybko dali mu do zrozumienia, że ten żart, ponownie jak wszystkie inne, w ogóle nie przypadł im do gustu. Inni zaczęli się martwić, czy oby na pewno Lyserg jest cały i zdrowy. Może spotkał Hao? Albo gorzej- Marco?
-Mój protegowany!- darł się jak opętany Ryu.
-Spokojnie, nic mi nie jest.
Wszyscy z ulgą zauważyli, że gdy oni się zamartwiali, ich przyjaciel wrócił w jednym kawałku, w dodatku z szerokim uśmiechem na twarzy. Obok niego stała czarnowłosa dziewczyna, uśmiechając się niepewnie, oraz niebieskowłosa wojowniczka o chłodnym spojrzeniu. Millie patrzyła na tą pierwszą zawistnym spojrzeniem i zacisnęła pięści, ledwo powstrzymując się od wykonania Over Soul.
-Yuuki!- krzyknął z uśmiechem Yoh.
-Cieszę się, że widzimy się ponownie- uśmiechnął się w jej stronę Amidamaru.
-O... Nowa kreacja, która da się podwiewać- ocenili z lubieżnymi uśmieszkami Ponchi i Konchi, zbliżając się do młodej Hino.
-T-Tamao... Trochę się ich obawiam- powiedziała Yuuki, chowając się za Lysergiem. Chwilę potem sandał Anny rozplaśnił Konchiego i wywołał trwogę na twarzy Ponchiego.
-Jak śmiecie robić Yuuki zboczone aluzje?- warknęła. Kyoyama.
-Chwila, chwila! Skąd wy znacie dziewczynę Lyserga?- spytał zdziwiony Horohoro.
-To nie jest moja dziewczyna- wtrącił Diethel, czerwony na twarzy.
-Cokolwiek- machnął ręką Usui.
-Pamiętacie, jak mówiliśmy wam o strażniczce Hao? To właśnie ona, Yuuki Hino- oznajmił Yoh.
-Hola, hola! Czy my o czymś nie wiemy?- spytała Ellie, ożywiając się automatycznie na imię Hao.
I tak właśnie zaczęły się opowieści, poprzedzone przedstawieniem się wszystkich. Opowieści o tym, że Hao powrócił, ale ma pewne warunki, które musi respektować. O tym, że Yoh również posiada pewne warunki. O Yuuki, która miała być jego strażniczką. O jej znajomości z Amidamaru, Anną, Tamao, Ponchim i Konchim, którzy zawsze przyjeżdżali przecież z Yoh do Izumo i stąd się znali. O tym, że Hao przybył na Turniej zamaskowany i Yuuki go jakoś zgubiła. Na koniec też o tym, jak to Lyserg ją uratował.
-O... No ładnie, stary.
-Ratujesz panienki z opresji? Takie nowe hobby czy sposób na podryw?
Lyserg był coraz bardziej zażenowany, gdy tak słuchał rechotów Horohoro i Yoh. Wybawił go Silva, pojawiając się i oznajmiając, iż mają dołączyć do reszty. I wtedy okazało się coś niezwykłego. Plemię Patch naprawdę umie coś robić. A ten coś to w tym wypadku samolot. Szamani nie mieli jednak czasu na zagłębianie się w tą sprawę, bo oto Strażnicy wepchnęli ich do samolotu, który miał ich zabrać do wioski Patch, gdzie mieli poznać szczegóły trzeciej rundy. I to tyle jeśli chodzi o jakieś wyjaśnienia.
Na pokładzie nasi szamani rozpoznali wielu swoich ,,przyjaciół". Jeanne, która machała do nich jak gdyby nigdy nic, Marco, który łypał na nich groźnie i resztę X-Laws, którzy pozostali obojętni oraz popleczników Hao, patrząc na Yoh z mordem w oczach. Samego Hao jednak nigdzie nie zauważyli.
-Manta.
Mały blondynek był mocno zszokowany, gdy Silva zaczepił go po wyjściu z samolotu, gdy byli już w wiosce Patch.
-O co chodzi?- spytał niepewnie, a wtedy tuż przed jego twarzą zadyndał granatowy przedmiot, który okazał się... Dzwonkiem Wyroczni!
-Król Duchów chciałby ci to ofiarował w podzięce za twoją heroiczną postawę w Gwiezdnym Sanktuarium i wolę walki, jaką się wtedy wykazałeś.
-I ja miałabym brać udział w Turnieju?- wybałuszył oczy Oyamada.
-To świetny pomysł!- nakręcił się od razu Yoh, a inni przyznali mu rację.
-Czy ja wiem... Nigdy nie myślałem jakoś szczególnie o byciu szamanem. To w Gwiezdnym Sanktuarium było jednorazówką- usprawiedliwiał się blondynek. Ale cóż może taki jeden, mały Manta przeciwko grupie swoich mocno argumentujących przyjaciół? Nie miał wyjścia i musiał zaakceptować Dzwonek Wyroczni, mimowolnie biorąc też udział w Turneju Szamanów. To było najgorsze podziękowanie, jakiego kiedykolwiek doświadczył.